piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział IX - Czas jak rzeka


Witajcie po dłuższej przerwie! :) Jestem na wakacjach i mam ograniczony dostęp do internetu, stąd brak kolejnych notek. Ale dzisiaj zapraszam do lektury następnego rozdziału :) 
~

Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
Cóż przyjdzie pracującemu
z trudu, jaki sobie zadaje?
Przyjrzałem się pracy, jaką Bóg obarczył ludzi,
by się nią trudzili.
Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie,
dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata2,
tak jednak, że nie pojmie człowiek dzieł,
jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca.
(Księga Koheleta 3, 1:11)

Na ziemi wszystko ma swój czas. Niektórzy mówią, że leczy on rany. Płynął tak samo jak to się dzieje od początku świata i rany Waltera, Hope i Tenny'ego także zaczęły się zabliźniać, kiedy płakali, śmiali się i tańczyli ze swoimi krewnymi. Walter idąc Doliną Tęczy  nie marzył już o wróżkach, ale o Katie - jej oczach, jej uśmiechu, jej uścisku. Nie zaniedbywał swoich dzieci - były całym jego życiem. Zdarzało mu się jednak zatracić w marzeniach, jak to niegdyś czynił inny, znany mu wdowiec.
Tenny i Hope stopniowo byli coraz bliżej nie tylko ojca, ale też Ani i Gilberta, swoich ciotek, wujków i kuzynów. W swoich Złotych Latach Ania i Gilbert cieszyli się mogąc być tak ważną częścią życia Hope i Tenny'ego. Duża rodzina przynosiła im naprawdę wiele radości. Bawialnia w Złotym Brzegu i Dolina Tęczy znowu rozbrzmiewały śmiechem jak dawno temu. Ania musiała czasem się uszczypnąć, widząc Walta, Gila i Tenny'ego bawiących się razem, aby przypomnieć sobie, że to nie Jim, Krzyś i Walter - tak bardzo byli podobni do swoich ojców.
Tak, czas płynął swoim rytmem. Wrzesień ustąpił miejsca październikowi, a ten listopadowi. Wtedy właśnie nadeszły radosne wieści z Avonlea. Wyglądało na to, że okręt szczęścia przybił wreszcie do brzegu, a wraz z nim bocian przyniósł dwie małe istotki, Teda i Barry'ego Wright. Tenny i Hope byli bardzo podekscytowani tą wiadomością. Nigdy wcześniej nie widzieli niemowląt, a w dodatku były to bliźniaki, tak jak oni sami. Tata i dziadkowie obiecali zabrać ich do Avonlea w odwiedziny, jak tylko zima dobiegnie końca.
Wkrótce nadeszło ich pierwsze Boże Narodzenie w Złotym Brzegu, w dodatku ze śniegiem, ponieważ białe Święta były rzadkością w Oklahomie. Święty Mikołaj odwiedził Złoty Brzeg. Z wizytą przyjechali także wuj Shirley, ciotka Rebeka, ciotka Nan, wuj Jerry i Cecylia. Ted i Barry byli za mali, żeby podróżować, więc zostali w Avonlea ze swoimi rodzicami oraz babcią i dziadkiem Wright. Hope kochała Cecylię z jej brązowymi oczami  i włosami, a Cecylia kochała Hope. Były w tym samym wieku i powierzały sobie swoje sekrety. Mała Ania chodziła za nimi krok w krok i wkrótce została przyjęta do kręgu przyjaźni. Obie dziewczynki płakały, gdy Cecylia musiała wracać do Avonlea, ale to sprawiło, że Hope jeszcze bardziej niecierpliwie czekała na swoje wiosenne odwiedziny.
Ciotka Flora z tygodnia na tydzień miała coraz większy brzuch i kiedy przyszedł czas na długo wyczekiwaną wycieczkę do Avonlea, Walt i John także postanowili pojechać, podobnie jak Rilla i jej dzieci. To były wielkie odwiedziny. Zobaczyli wszystkie miejsca dziecięcych zabaw babci i dziadka. Hope i Cecylia zabierały małą Anię do Ogrodu Heleny Grey. Chłopcy łowili ryby w Jeziorze Lśniących Wód i biegali po Lesie Duchów. To rzeczywiście była wspaniała wizyta, ale cała rodzina była zadowolona z powrotu do Glen St. Mary, Wymarzonego Domku i kochanego Złotego Brzegu. Tam czekała ich niespodzianka. Ten sam bocian, który zostawił małego Teda i Barry'ego na Sosnowym Wzgórzu zostawił tym razem maleńką dziewczynkę w Złotym Brzegu podczas ich nieobecności.
- Cóż, nie mieliśmy wybranego imienia zanim się urodziła. Pomyślałam sobie, że skoro mamy już w naszej rodzinie Hope Blythe, więc teraz przyszła pora na Charity Blythe. - stwierdził Jim, z dumą pokazując swą nowonarodzoną córkę.
Wkrótce po powrocie z Avonlea, Walt, Tenny i Gil wybrali się na małą wycieczkę w poszukiwaniu pierwszych fiołków. Jim nie miał kiedyś pojęcia, że zapoczątkuje tradycję dla matek i synów z rodziny Blythe. Walt zbierał kwiaty dla Flory. Gil zrobił duży bukiet dla Rilli. Ale Tenny zdał sobie sprawę, że nie ma nikogo, komu mógłby ofiarować fiołki. Stał i patrzył jak jego towarzysze zrywają wiosenne kwiaty, po prostu patrzył, a w jego oczach błyskała zazdrość.
Jim podszedł do niego z ręką pełną najpiękniejszych fiołków i powiedział:
- Tenny, możesz wziąć kilka dla swojej mamy, nawet jeśli ona jest w Niebie. Położymy je pod jej zdjęciem na twoim nocnym stoliku. Możesz także podarować je twojej babci. Ja robię to od tylu lat, że na pewno ucieszy się jeśli otrzyma je od ciebie.
Tenny dał bukiet Ani, a ona przyjęła je z wdzięcznością i zrozumiała, kiedy położył również kilka obok zdjęcia swojej matki.
Podekscytowani narodzinami dzieci, pod opieką oddanego ojca, rozpieszczani przez babcię i dziadka, ciotki i wujków i w przyjaźni ze swoimi kuzynami, Tenny i Hope rośli zdrowi i silni, wraz ze zmieniającymi się kolejno porami roku.

Kolejne rozdziały pojawią się wkrótce :)
~Vivien

czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział VIII - Wizyta w Wymarzonym Domku


Witajcie! :) Dziś premiera rozdziału ósmego. A w nim długa rozmowa Waltera z jego najmłodszą siostrą. Miłej lektury! :)
~
Tenny i Hope przybyli do Złotego Brzegu o zmierzchu tego wrześniowego dnia. Zostali przywitani lawiną uścisków i pocałunków przez swoje ciotki i wujków. Po kilku chwilach niepewności między kuzynami dzieci same znalazły wspólny język. Ludzie z rodu Józefa zawsze się poznają. Tenny spędzał czas głównie z małym Gilbertem i Waltem, a wieczorem trzech kuzynów łączyła już przyjaźń na śmierć i życie. Walter, Hope i Tenny powoli przyzwyczajali się do życia w Złotym Brzegu z Gilbertem, Anią, Jimem, Florą, Waltem i Johnem, a rodzina mogła wreszcie nadrobić razem stracony czas. Pewnego wieczoru, kiedy życie zaczynało znów toczyć się normalnym rytmem, Rilla wreszcie mogła spędzić trochę czasu sam na sam z bratem.
Po kolacji Walter usiadł na pokrytym mchem stopniu werandy, myślami zagubiony gdzieś w innym czasie, kiedy matka podeszła do niego.
- Walter, kochanie, może wyjdziesz na wieczorny spacer, jak dawniej?
- To brzmi kusząco. Ale robi się późno i pora kłaść dzieci do łóżek.
- Pozwól mi to zrobić, Walter. Tak dawno ostatni raz mogłam utulić małe dziecko do snu. Od czasu do czasu kładę Walta i Johna, ale oni mają własnych rodziców, Jim i Flora chcą sami się nimi opiekować. Hope i Tenny mnie potrzebują, a ja nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo potrzebuję ich... i ciebie. Nigdy nie przestanę dziękować Bogu, że jesteś znowu z nami.
Walter uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Oczywiście, możesz to zrobić, mamo. Masz rację. Dzieci cię potrzebują. Straciły tak dużo, kiedy straciły Katie - po chwili dodał zmieniając temat na weselszy - Kusiło mnie, żeby odwiedzić latarnię morską i Wymarzony Domek. Myślę, że złożę Rilli wizytę. Powiem tylko dzieciom dobranoc. Dziękuję, mamo.
Ucałowawszy bliźniaki wyruszył w stronę portu. Kiedy przybył do Wymarzonego Domku, Rilla kładła własne dzieci do łóżek, Krzysztof zaś spędzał czas w redakcji przy poprawkach nowego wydania tygodnika. Owen i Lesilie nadal mieszkali z nimi. Owen zajęty był pracą nad najnowszą książką, a Leslie szyła sukienkę dla małej Ani. Ktoś zapukał i Leslie rzuciła się do drzwi zanim dzieci zdążyły się obudzić.
- Walter, jak dobrze cię widzieć. Proszę, wejdź.
Wszedł do środka i rozejrzał się po przytulnym wnętrzu.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Czy Rilla i Krzysztof są w domu?
- Krzysztof spędza wtorkowe wieczory w redakcji przy druku. Ale Rilla jest tutaj, kładzie Gila i Anię do snu. Tak świetnie radzi sobie z dziećmi jak twoja matka z wami.
Leslie, która kochała jego matkę i całą jej rodzinę odkąd ich poznała, dotknęła jego nadgarstka.
- Tak dobrze mieć cię z powrotem.
Podziękował jej i usiadł na sofie przyglądając się temu jak Rilla urządziła Wymarzony Domek. Musiał przyznać, że jego mała siostrzyczka z pewnością nadała mu taką samą domową atmosferę jak niegdyś matka. Zauważył nawet nowe miejsce pobytu Goga i Magoga.
Rilla zeszła na dół, a błękitne promienie wieczoru rozświetlały jej piękną twarz. Dziesięć lat temu Walter pożegnał słodką, małą siostrzyczkę, teraz miał przed sobą w pełni dorosłą, piękną i elegancką kobietę. Zasmuciła go jednak myśl, że to wiadomość o jego "śmierci" sprawiła, że dorosła tak szybko.
- Walter, nie wiedziałam, że tu jesteś! - zawołała widząc go.
- Mogę pójść, jeśli przeszkadzam. - przeprosił.
- Nie wygłupiaj się. Nigdy mi nie przeszkadzasz. Czekałam na taką sposobność. Tak za tobą tęskniłam. - dodała.
Usiadła obok brata i wkrótce zagłębili się w swobodnej rozmowie, jak przed laty. Leslie zabrała swoje robótki do gabinetu Owena i zostawiła rodzeństwo samo. Walter spojrzał w orzechowe oczy swej siostry i stwierdził:
- Musiałaś byś piękną panną młodą, Rillo-ma-Rillo.
- Nie wiem, czy byłam. Krzyś twierdzi, że tak. Ojciec też. Pamiętam tylko, że byłam szczęśliwa, bezwstydnie szczęśliwa. Och jaka szkoda, że ciebie przy tym nie było. W każdym z nas był taki maleńki ból za każdym razem, kiedy miało miejsce jakieś szczęśliwe wydarzenie.
- Wiem co masz na myśli. Katie i ja też bardzo chcieliśmy mieć przy sobie jej rodziców, kiedy Hope i Tenny przyszli na świat. Teraz z kolei ja chciałbym móc przywieźć tu Katie ze sobą. Bardzo by tutaj pasowała.
- Chciałabym poznać kobietę, która zdobyła twoje serce. - powiedziała Rilla.
- Tak jak ona ciebie. Myślę, że szybko byście się polubiły. Katie wiele razy mówiła, że zawsze chciała mieć młodszą siostrę. Wiem, że ty też chciałabyś mieć siostrę, z którą łączyłaby cię szczególna więź. Di i Nan zawsze były najlepszymi przyjaciółkami i nic nigdy nie złamie tej więzi.
- Masz rację. Zawsze byłam bliżej ciebie niż Jima, Shirleya i bliźniaczek. To nie tak, że nie jesteśmy blisko, czy się nie kochamy, ale po prostu zawsze czułam się trochę wykluczona z ich grona. Myślę, że matka była najbliższą osobą jaką kiedykolwiek miałam. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami w tamte dni. Oczywiście miałam też Gertrudę, ale przeniosła się do Charlottetown, a Una, zanim... - urwała prędko zmieniając temat - Jeśli chcesz wiedzieć jaki był mój ślub, mogę pokazać ci zdjęcia. - powiedziała wyciągając album z biurka.
Oglądali ślubne fotografie, a Walter mógł zobaczyć namiastkę tego co utracił.
- Byłaś piękną panną młodą - przyznał - To był wspaniały ślub, chociaż zdjęcia nie oddają całego uroku tego dnia.
Rilla przytaknęła.
- Myślę, że nawet gdyby ten dzień był deszczowy i mglisty, dla mnie i tak byłby najpiękniejszym dniem w życiu. Ale cieszę się, że pogoda była ładna. - dodała po chwili.
Walter roześmiał się. Rilla zawsze pozostanie taka sama. Nawet macierzyństwo nie zmieni takiej osobowości. Spojrzał znów na zdjęcia i przyjrzał się druhnom. Wtedy ujrzał tamte oczy, oczy, które prześladowały go od dziesięciu lat, nawet wtedy, gdy nie wiedział do kogo należą. Nawet na czarno - białej fotografii mógł dojrzeć te nieco smutne ciemnoniebieskie oczy patrzące w głąb jego duszy, z większym cierpieniem niż kiedyś.
- Rillo-ma-Rillo, co się stało z Uną?
Jej uśmiechnięta twarz nagle przygasła.
- Może przejdziemy się wzdłuż wybrzeża? - zaproponowała.
Nie zdążył powiedzieć tak ani nie, zanim Rilla wypchnęła go za drzwi. W drodze do wybrzeża nie zamienili ani słowa. Kiedy morska bryza obmyła ich twarze, Walter wziął głęboki oddech i stwierdził:
- Pamiętam jak powiedziałem ci kiedyś, że zapomniałem jak bardzo niebieskie jest tutaj morze, a drogi czerwone. To samo czuję tego wieczoru. Dobrze być w domu.
- A jeszcze lepiej mieć ciebie tutaj. - dodała Rilla - Powiedz mi, Walter, czy nadal piszesz poezję, która porusza najtwardsze serca?
- Nie, droga siostrzyczko. Nie napisałem żadnego wiersza od tej nocy, kiedy ostatni raz pisałem do ciebie. Nie byłem świadom, że posiadam ten dar. To było tak dawno, że nie wiedziałbym od czego zacząć.
- Walter, co zamierzasz zrobić ze swoim życiem?
Podniósł kamień i rzucił go do morza.
- Nie wiem Rillo. Nie muszę nic robić. Dzieci i ja jesteśmy dobrze zabezpieczeni finansowo. Co do moich życiowych celów i zawodu, nie wiem. Kiedyś byłem Walterem ze Złotego Brzegu.. byłem też Johnym z Dovedale i to było więcej niż wystarczające. Teraz chcę tylko być znowu Walterem ze Złotego Brzegu i może to wystarczy mi na resztę życia.
Zamilkł by rzucić kolejny kamień do wody.
- Ale powiedz mi, dlaczego nie mówisz nic o Unie? Dlaczego w takim pośpiechu wyszliśmy z domu i dlaczego nie usłyszałem nawet wzmianki o niej? Gdzie ona jest? Co się stało z herbacianą różą?
Rilla usiadła na trawiastym zboczu, a kiedy Walter zrobił to samo, rozpoczęła opowieść.
- Una... Cóż, Una jest gdzieś, nie wiadomo dokładnie gdzie, pracuje na misjach. Kiedy wojna się skończyła, pojechała do Redmond na kursy Gospodarstwa Domowego. Nie sądzę, żeby wiedziała co zrobić ze swoim życiem po tym wszystkim. Prawie byłam zdecydowana pojechać z nią, zanim Krzysztof wrócił. W każdym razie pojechała do Kingsport razem z  Jimem, Jerrym, Karolem i Shirleyem. Shirley nie wiedział co chciałby studiować, ale próbował tam znaleźć sobie jakiś cel. Oboje z Uną są tacy małomówni i nieśmiali, więc spędzali dużo czasu razem, dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Myślę, że Shirley uważał tą relację za coś więcej niż Una. Oświadczył się jej, ale nie mogła się zgodzić, gdyż nie darzyła go tym samym uczuciem, a jednocześnie był dla niej na tyle ważny, że nie chciała dawać mu płonnych nadziei. Nie zaakceptował jej odmowy mając w pamięci, że matka też za pierwszym razem odrzuciła oświadczyny ojca. Nie potrafiła go przekonać, że mówi poważnie. Więc pewnego dnia po prostu wyjechała. Zostawiła tylko liścik, że wyjeżdża pracować na misjach. Słyszymy o niej około dwa razy w roku, ale nasze listy prawie zawsze zostają zwrócone bez żadnej odpowiedzi.  Wszystkich to bardzo zabolało, dlatego nie wspominają o niej zbyt często. Flora i pan Meredith najbardziej przeżyli jej wyjazd, a Shirley potrzebował sporo czasu, żeby uleczyć swój zawód miłosny. Ale na szczęście, udało mu się, kiedy spotkał Rebekę.
Walter spoglądał na błękitny ocean, oświetlony różowymi promieniami zachodzącego słońca. Nigdy nie potrafił sobie wyobrazić, że Una mieszka gdzieś poza Glen, a jednak tak było. Oby miała się dobrze i jej życie było szczęśliwe.
Rilla również patrzyła na morze, snując myśli, którymi mogła podzielić się tylko z Krzysztofem.
Walter ciągle wpatrując się w horyzont, dodał:
- Jej oczy mnie prześladują.
- Co? - zapytała Rilla.
- Jej oczy, prześladują mnie. Od wielu lat, nie wiedziałem nawet czyje to oczy dopóki nie zobaczyłem ich na zdjęciu. Nawiedzały mnie we śnie, a czasem nawet na jawie. Katie wiedziała o tym zanim się w sobie zakochaliśmy. Często zastanawiała się czyje to oczy, twierdziła, że musiałem zostawić ich właścicielkę ze złamanym sercem. Prześladowały mnie nawet wtedy, gdy byłem szaleńczo zakochany w Katie, jednak nie wspominałem jej o tym. Moje serce należało do niej i nigdy nie chciałem, żeby czuła się zagrożona przez oczy, których właścicielki nie mogłem sobie nawet przypomnieć.
Rilla poczuła, że musi zadać pytanie, które nigdy nie dawało jej spokoju.
- Walter, czy kiedykolwiek kochałeś Unę?
Pokręcił głową.
- Nie, nie tak jak ty kochasz Krzysztofa, Jim kocha Florę, ojciec i matka kochają siebie nawzajem, a ja kochałem Katie. Una była mi bliska w czasie wojny. Jak Anna Elliot jest, a raczej była uosobieniem słodyczy i delikatności. Mogłem być bliski zakochaniem się w niej, ale Wszechmogący miał wobec mnie inne plany. Teraz nie mogę sobie nawet wyobrazić kochać kogokolwiek, kiedy ciągle kocham moją Katie.
Rilla zrozumiała i nie pytała o nic więcej. Ujęła tylko jego dłoń i siedzieli tak razem patrząc jak słońce powoli chowa się za horyzontem.



Czy Una wróci do Glen St. Mary? Czy dowie się, że Walter - miłość jej życia - jednak nie zginął na wojnie? Czy jeszcze kiedyś się spotkają? Odpowiedź już wkrótce w kolejnych rozdziałach! :)

~Vivien

środa, 3 sierpnia 2016

O tłumaczeniach imion i nazw własnych słów kilka cz. 2

Witajcie! :) Dzisiejsza notka to ciąg dalszy wywodów nad problemami tłumacza z imionami i nazwami własnymi.

W poprzednim poście wspominałam już o Krzysiu Fordzie (w oryginale Kenneth). Dla mnie Krzyś to zawsze Krzyś, ale... podobno nosi on imię po tragicznie zmarłym braciszku Leslie/Ewy, który w moim tłumaczeniu Wymarzonego Domu był Karolkiem, w oryginale zaś obaj noszą imię Kenneth. Podobnie siostra Krzysia - w mojej wersji to Polcia (w oryginale Persis i tu akurat oryginał bardziej mi się podoba), odziedziczyła imię po narzeczonej nauczyciela, babce Owena Forda, która u mnie jest Anielą Leigh, zaś w oryginale obie panie mają na imię Persis. Jedyne co mnie tu denerwuje to niekonsekwencja - skoro Krzyś to niechby braciszek Leslie też był Krzysiem itd. Lepiej by było zawsze to samo imię zastępować tym samym odpowiednikiem.

Kolejny ciekawy przypadek to pies Wtorek, który w oryginale jest Poniedziałkiem ;) Ale ta zmiana wyszła akurat moim zdaniem na dobre, psom nadaje się raczej krótkie imiona, dziwnie byłoby w języku polskim wołać psa "Poniedziałek".  W dodatku w oryginale nie woła się na niego Monday, tylko "Dog Monday", tak jak Piętaszek to "Man Friday" (było chyba w "Rilli" wspomniane, że kiedy Wtorek przybył do Złotego Brzegu, Walter czytał "Robinsona Cruzoe").

Jeśli chodzi o nazwy własne to uważam, że w niektórych sytuacjach uzasadnione jest ich tłumaczenie na polski. Zwłaszcza nazwy wymyślane przez samą Anię, jak "Jezioro Lśniących Wód", czy "Las Duchów" mają swój urok, kiedy są właśnie przetłumaczone - stają się nam przez to bliższe. I te nazwy z najstarszego wydania Ani są chyba najtrafniejsze, spotkałam się kiedyś z "Puszczą Lenistwa" zamiast "Lasu Duchów" i było to dla mnie szokiem, takim negatywnym.
Zdecydowanie wolę też czytać o Zielonym Wzgórzu niż o Green Gables (choć to tak na prawdę wcale nie wzgórze), o Złotym Brzegu zamiast o Ingleside. Chyba, że całość czytam w oryginale, ale to co innego.

Ciąg dalszy nastąpi, jak natrafię na kolejne ciekawostki w tłumaczeniach :)
Wkrótce też kolejny rozdział! :)

~ Vivien