Witajcie po dłuższej przerwie! :) Jestem na
wakacjach i mam ograniczony dostęp do internetu, stąd brak kolejnych notek. Ale
dzisiaj zapraszam do lektury następnego rozdziału :)
~
Wszystko
ma swój czas, i jest wyznaczona godzina
na
wszystkie sprawy pod niebem:
Jest
czas rodzenia i czas umierania,
czas
sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas
zabijania i czas leczenia,
czas
burzenia i czas budowania,
czas
płaczu i czas śmiechu,
czas
zawodzenia i czas pląsów,
czas
rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas
pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas
szukania i czas tracenia,
czas
zachowania i czas wyrzucania,
czas
rozdzierania i czas zszywania,
czas
milczenia i czas mówienia,
czas
miłowania i czas nienawiści,
czas
wojny i czas pokoju.
Cóż
przyjdzie pracującemu
z
trudu, jaki sobie zadaje?
Przyjrzałem
się pracy, jaką Bóg obarczył ludzi,
by
się nią trudzili.
Uczynił
wszystko pięknie w swoim czasie,
dał
im nawet wyobrażenie o dziejach świata2,
tak
jednak, że nie pojmie człowiek dzieł,
jakich
Bóg dokonuje od początku aż do końca.
(Księga
Koheleta 3, 1:11)
Na
ziemi wszystko ma swój czas. Niektórzy mówią, że leczy on rany. Płynął tak samo
jak to się dzieje od początku świata i rany Waltera, Hope i Tenny'ego także
zaczęły się zabliźniać, kiedy płakali, śmiali się i tańczyli ze swoimi
krewnymi. Walter idąc Doliną Tęczy nie
marzył już o wróżkach, ale o Katie - jej oczach, jej uśmiechu, jej uścisku. Nie
zaniedbywał swoich dzieci - były całym jego życiem. Zdarzało mu się jednak
zatracić w marzeniach, jak to niegdyś czynił inny, znany mu wdowiec.
Tenny
i Hope stopniowo byli coraz bliżej nie tylko ojca, ale też Ani i Gilberta,
swoich ciotek, wujków i kuzynów. W swoich Złotych Latach Ania i Gilbert
cieszyli się mogąc być tak ważną częścią życia Hope i Tenny'ego. Duża rodzina
przynosiła im naprawdę wiele radości. Bawialnia w Złotym Brzegu i Dolina Tęczy
znowu rozbrzmiewały śmiechem jak dawno temu. Ania musiała czasem się
uszczypnąć, widząc Walta, Gila i Tenny'ego bawiących się razem, aby przypomnieć
sobie, że to nie Jim, Krzyś i Walter - tak bardzo byli podobni do swoich ojców.
Tak,
czas płynął swoim rytmem. Wrzesień ustąpił miejsca październikowi, a ten
listopadowi. Wtedy właśnie nadeszły radosne wieści z Avonlea. Wyglądało na to,
że okręt szczęścia przybił wreszcie do brzegu, a wraz z nim bocian przyniósł
dwie małe istotki, Teda i Barry'ego Wright. Tenny i Hope byli bardzo
podekscytowani tą wiadomością. Nigdy wcześniej nie widzieli niemowląt, a w
dodatku były to bliźniaki, tak jak oni sami. Tata i dziadkowie obiecali zabrać
ich do Avonlea w odwiedziny, jak tylko zima dobiegnie końca.
Wkrótce
nadeszło ich pierwsze Boże Narodzenie w Złotym Brzegu, w dodatku ze śniegiem,
ponieważ białe Święta były rzadkością w Oklahomie. Święty Mikołaj odwiedził
Złoty Brzeg. Z wizytą przyjechali także wuj Shirley, ciotka Rebeka, ciotka Nan,
wuj Jerry i Cecylia. Ted i Barry byli za mali, żeby podróżować, więc zostali w
Avonlea ze swoimi rodzicami oraz babcią i dziadkiem Wright. Hope kochała
Cecylię z jej brązowymi oczami i
włosami, a Cecylia kochała Hope. Były w tym samym wieku i powierzały sobie
swoje sekrety. Mała Ania chodziła za nimi krok w krok i wkrótce została
przyjęta do kręgu przyjaźni. Obie dziewczynki płakały, gdy Cecylia musiała
wracać do Avonlea, ale to sprawiło, że Hope jeszcze bardziej niecierpliwie
czekała na swoje wiosenne odwiedziny.
Ciotka
Flora z tygodnia na tydzień miała coraz większy brzuch i kiedy przyszedł czas
na długo wyczekiwaną wycieczkę do Avonlea, Walt i John także postanowili
pojechać, podobnie jak Rilla i jej dzieci. To były wielkie odwiedziny. Zobaczyli
wszystkie miejsca dziecięcych zabaw babci i dziadka. Hope i Cecylia zabierały
małą Anię do Ogrodu Heleny Grey. Chłopcy łowili ryby w Jeziorze Lśniących Wód i
biegali po Lesie Duchów. To rzeczywiście była wspaniała wizyta, ale cała
rodzina była zadowolona z powrotu do Glen St. Mary, Wymarzonego Domku i
kochanego Złotego Brzegu. Tam czekała ich niespodzianka. Ten sam bocian, który
zostawił małego Teda i Barry'ego na Sosnowym Wzgórzu zostawił tym razem maleńką
dziewczynkę w Złotym Brzegu podczas ich nieobecności.
-
Cóż, nie mieliśmy wybranego imienia zanim się urodziła. Pomyślałam sobie, że
skoro mamy już w naszej rodzinie Hope Blythe, więc teraz przyszła pora na
Charity Blythe. - stwierdził Jim, z dumą pokazując swą nowonarodzoną córkę.
Wkrótce
po powrocie z Avonlea, Walt, Tenny i Gil wybrali się na małą wycieczkę w
poszukiwaniu pierwszych fiołków. Jim nie miał kiedyś pojęcia, że zapoczątkuje
tradycję dla matek i synów z rodziny Blythe. Walt zbierał kwiaty dla Flory. Gil
zrobił duży bukiet dla Rilli. Ale Tenny zdał sobie sprawę, że nie ma nikogo,
komu mógłby ofiarować fiołki. Stał i patrzył jak jego towarzysze zrywają
wiosenne kwiaty, po prostu patrzył, a w jego oczach błyskała zazdrość.
Jim
podszedł do niego z ręką pełną najpiękniejszych fiołków i powiedział:
-
Tenny, możesz wziąć kilka dla swojej mamy, nawet jeśli ona jest w Niebie.
Położymy je pod jej zdjęciem na twoim nocnym stoliku. Możesz także podarować je
twojej babci. Ja robię to od tylu lat, że na pewno ucieszy się jeśli otrzyma je
od ciebie.
Tenny
dał bukiet Ani, a ona przyjęła je z wdzięcznością i zrozumiała, kiedy położył
również kilka obok zdjęcia swojej matki.
Podekscytowani
narodzinami dzieci, pod opieką oddanego ojca, rozpieszczani przez babcię i
dziadka, ciotki i wujków i w przyjaźni ze swoimi kuzynami, Tenny i Hope rośli zdrowi
i silni, wraz ze zmieniającymi się kolejno porami roku.
Kolejne rozdziały pojawią się
wkrótce :)
~Vivien
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz