Witajcie!
:) Dziś publikacja (nieco dłuższego) rozdziału szóstego. Dowiemy się z niego jak wyglądało życie
Waltera w czasie, kiedy nie wiedział kim jest. Miłej lektury! :)
~- A zatem pytasz gdzie byłem, droga siostrzyczko? Przypuszczam, że robiłem mniej więcej to samo co wy wszyscy tutaj. Ale los znowu przypomniał mi jak kruche i delikatne jest ludzkie życie. Tak dużo mam wam jeszcze do przekazania, a widzę, że i ja mam do nadrobienia spore zaległości. Podejrzewam, że chcielibyście, żebym najpierw dokończył swoją opowieść. Usiądźcie więc, a ja opowiem wam historię Johna Doe Darcy, ponieważ to właśnie tak nazywałem się, aż do wypadku pół roku temu.
Wszyscy
posłusznie zajęli miejsca, a Walter kontynuował swoją opowieść.
-Obudziłem
się w szpitalu polowym. Wybuch pocisku spowodował u mnie wstrząs mózgu i byłem
nieprzytomny przez dwa tygodnie. Obok mnie siedziała, ocierając moje czoło
wilgotną szmatką, najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widziałem.
Pomimo, że nie mogłem wtedy przypomnieć sobie żadnej innej kobiety, wiedziałem,
że musi być najcudowniejszą istotą jaką Bóg kiedykolwiek stworzył. Promienie
słoneczne rozświetlały jej złote włosy i dodawały jej szmaragdowym oczom głębi
i blasku. Zauważyła, że nie śpię i przywitała mnie uśmiechem pełnym uczucia, a
z jej oczu słynęła maleńka łza.
-Dzień
dobry. Bardzo się cieszę, że się obudziłeś. Już myślałam, że nigdy się nie
poznamy. Nie, nie próbuj mówić. Musisz odpocząć. Jest wiele pytań, które muszą
poczekać, aż będziesz silniejszy. Zawołam lekarza, żeby cię zbadał.
Potem
wyszła, a anielski dźwięk jej głosu wciąż brzmiał mi w uszach. Wróciła szybko w
towarzystwie lekarza. Zbadał mnie i zapytał czy wiem kim jestem i skąd
pochodzę. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale uświadomiłem sobie, że nie
znam odpowiedzi na to pytanie. Moim pierwszym wspomnieniem była twarz Katie, bo
tak miała na imię ta piękna istota. Nikt nie miał pojęcia kim mógłbym być.
Zdawało się, że Katie stosunkowo martwiła się o moje zdrowie, kiedy byłem
nieprzytomny. Jej brat Albert był na froncie, a ja starałem się oddalić jej
myśli od tych ciężkich przeżyć. Ich historia też jest dość niezwykła.
Albert
i Katie urodzili się w USA. Ich rodzice byli rodowitymi Anglikami z Derbyshire.
Ojciec był najmłodszym synem dość majętnego hrabiego. Byli skłóceni, ponieważ
George szaleńczo kochał się w córce najemcy, Abigail Marten. Jego ojciec,
Henry, chciał czegoś lepszego dla swego syna i zabronił im się spotykać. George
sprzeciwił się ojcu. Zawsze chciał wieść życie wolnego człowieka, a kiedy
przeczytał w gazecie, że rząd USA rozdaje ziemię pod gospodarstwa w stanie
Oklahoma, potajemnie poślubił Abigail i wraz z nią wyruszył do Ameryki. Założyli
tam gospodarstwo niedaleko Tulsy. Uprawiali ziemię i hodowali bydło. Mieli tylko
dwójkę dzieci. Wspólnymi siłami zbudowali dom, a nawet odnowili więzi rodzinne,
ponieważ stary hrabia Darcy w końcu pokonał swoje uprzedzenia i pogodził się z
tym, że jego syn jest mimo wszystko zadowolony ze swojego życia. Kiedy Albert i
Katie byli jeszcze mali, na ich rodzinnej farmie odkryto złoża ropy naftowej.
Wkrótce stali się częścią popularnego wówczas przemysłu naftowego.
Gdy
wybuchła wojna między Anglią i Niemcami Albert był w Anglii na studiach
prawniczych razem z kuzynem Williamem. Oboje zaciągnęli się do wojska. Katie,
uparta i zawzięta jak jej przodkowie nie chciała siedzieć bezczynnie patrząc
jak niewiele robią Stany Zjednoczone, aby pomóc w wojnie. Została sanitariuszką
w Ochotniczym Oddziale Ratunkowym, by być blisko brata, a niedługo po swoich
dwudziestych trzecich urodzinach została wysłana do Courcelette. To tam mnie
znalazła i zawiozła karetką do szpitala polowego. Czytała mi poezję, a ja
znałem prawie każdą linijkę. Okazało się, że oboje lubimy Tennysona. Zostaliśmy
przyjaciółmi, byłą moją bratnią duszą. Kiedy wysłano mnie do szpitala w
Chesterfield, przeniosła się tam ze mną, to były jej rodzinne strony. W
wyobraźni wędrowaliśmy po górach i dolinach, a ona twierdziła, że musiałem być
wielkim poetą lub kimś w tym rodzaju, przed wojną i, że moje zniknięcie musiało
złamać wiele serc. Marzyliśmy o końcu wojny, mając nadzieję, że ta chwila się
zbliża. Byłem w niej zakochany jak wariat, ale bałem się ujawnić swoje uczucia,
bo nie miałem niczego co mógłbym jej ofiarować, nawet własnego nazwiska. Kiedy
zostałem zwolniony ze szpitala, jej krewni przyjęli mnie do rodziny jak swego.
W pewnym sensie mogłem wypełnić pustkę po Williamie i Albercie. Myślę też, że
pomogłem dziadkowi Katie uleczyć urażoną dumę po ucieczce George'a wiele lat
wcześniej.
Nadal
byłem dla Katie przyjacielem i powiernikiem, kiedy nadszedł kwiecień, a wraz z
nim bitwa pod Arras. William był ciężko ranny, stracił lewą rękę. Albert zginął
od kuli w głowę. Byłem przy Katie, gdy nadeszły wszystkie te złe wiadomości.
Strasznie cierpiała, była wręcz załamana. Udawała silną przed innymi, ale przy
mnie pozwalała sobie na rozpacz, a ja ją wspierałem. Myśląc teraz o tym, w
pewnym sensie wiem, jak musieliście się czuć, gdy przyszła wiadomość o mojej
śmierci i chociaż nie miałem na to wpływu, przykro mi, że tak się stało.
Dziadek Katie wiedział, że powrót do domu dobrze jej zrobi. Musiała wrócić do
wzgórz i strumieni wzdłuż których wędrowała jako dziecko. Jej złamane serce
potrzebowało lekarstwa. Podróż do Ameryki nie była wtedy bezpieczna, ale to
właśnie było najlepsze rozwiązanie, więc z błogosławieństwem dziadka Henry'ego
towarzyszyłem jej. Ona nabierała sił, a ja pracowałem z jej ojcem na farmie.
Traktowali mnie jak syna. Nadal nie miałem jej nic do zaoferowania, mimo to poprosiłem
ją o rękę. Kiedy pobraliśmy się wiosną 1918 roku, przyjąłem jej nazwisko.
Byliśmy
bardzo zakochani. Katie i jej Johny, jak mnie nazywano, nie mogli być szczęśliwsi.
Nie mogło być lepiej. Wtedy przyszła epidemia grypy. Pan Darcy wysłał nas do
wiejskiej posiadłości Dovedale, podobnie czyniono w czasie zarazy w Anglii. Nie
mógł znieść myśli, że straci Katie tak jak Alberta. Próbował namówić Abigail,
ale nie chciała go opuścić, a on czuł się w obowiązku pilnować interesu.
Miesiące
mijały i myśleliśmy, że wszystko jest w porządku. Potem przyszedł list
zawiadamiający, że zarówno George jak i Abigail zmarli na tę okropną grypę. Po raz
kolejny musiałem wspierać Katie w tragicznym momencie jej życia. Tym razem
utraciliśmy tych, których również zdążyłem pokochać. Oboje byliśmy pogrążeni w
żałobie.
W
styczniu 1920 roku Bóg obdarzył nas potomstwem. Tego śnieżnego, zimnego dnia na
świat przyszli Albert Tennyson i Abigai Hope. Nazywaliśmy ich Tenny i Hope.
Nigdy jeszcze nie czułem tyle radości i miłości na raz.
Sprzedaliśmy
biznes naftowy za dobrą cenę w 1922 roku, ponieważ w Tulsie zrobiło się bardzo
niespokojnie. Nie chcieliśmy mieć nic wspólnego z tym miastem i zamieszkaliśmy
w Dovedale na stałe.
Przeżyliśmy
razem kilka pięknych lat. Oczekiwaliśmy nawet trzeciego dziecka. Wtedy zdarzył
się wypadek. Na szczęście dzieci nie było z nami. Spędziliśmy ten wieczór razem
nad Wielkim Jeziorem. W drodze powrotnej było ciemno i zaczęło padać. Nagle nie
wiadomo skąd pojawiła się ciężarówka i wjechała prosto w nasz samochód.
Uderzyłem się w głowę i straciłem przytomność, ale zdołałem jeszcze dostrzec
jak Katie wypada z samochodu. Obudziłem się w szpitalu, przypominając sobie kim
naprawdę jestem i co się stało. Szybko zdałem sobie sprawę, że życie mojej żony
wisi na włosku. Straciła dziecko, ale myślałem, że moja miłość przynajmniej ją
zdoła utrzymać przy życiu.
Powiedziałem
jej jak mam na imię. Stwierdziła, że Walter brzmi o wiele lepiej niż Johny i
pasuje do moich oczu. Opowiedziałem jej o Złotym Brzegu, o Wyspie Księcia
Edwarda, o matce i ojcu i o was wszystkich. Powiedziała, że mimo iż was
praktycznie nie zna to i tak już bardzo was kocha. Każdego dnia siedziałem przy
jej łóżku i opowiadałem historyjki i plotki o ludziach, których znam.
Powiedziała mi, że powinienem skontaktować się z rodziną, że będę ich
potrzebował. Myślałem, że jej stan się poprawia, ale ona wiedziała lepiej.
Zawiadomiłem jej rodzinę, dziadka Henry'ego i kuzynkę Jane. Kiedy udało mu się
dotrzeć do Oklahomy była coraz słabsza i słabsza, ale kiedy ujrzała go w
drzwiach powiedziała wesoło:
-Cześć
dziadku, chciałabym ci przedstawić mojego męża, Waltera Blythe.
Początkowo
myślał, że majaczy, ale wyjaśniłem mu jak wraz z wypadkiem wróciła mi pamięć.
Był zadowolony słysząc, że nie jestem pospolitym włóczęgą, choć powiedział, że
w głębi duszy zawsze wiedział, że nie mógłbym nim być.
Tej
nocy powiedziała mi, że powinienem wrócić do rodziny, że to ukoi mój ból, oraz
że bycie Katie Blythe to największy zaszczyt w jej życiu. Dodała też, że jest
spokojna, że jej dzieci będą dorastać w tak pięknym miejscu i nigdy nie
doświadczą życia bez miłości. Powiedziała, że ocaliłem jej życie budząc się w
tamtym szpitalu polowym. Zaprzeczyłem - to ona była moim ratunkiem, a bez niej
byłbym zawsze nikim więcej jak tylko Johnem Doe.
Potem
odeszła. W mgnieniu oka mój świat się zawalił. Nie chciałem żyć dalej. Wtedy
dziadek Henry przypomniał mi o Tennym i Hope.
-Synu,
wiem jak bardzo cierpisz. Ja też straciłem moją żonę zbyt wcześnie. Myślałem,
że nie zdołam żyć dalej dopóki nie zobaczyłem pięciorga moich dzieci.
Wyobraziłem sobie jak dorastają jako sieroty. Dzieci cię potrzebują, a ty
potrzebujesz ich. Jedź do swoich bliskich. Ulecz w domu swoje rany, jak kiedyś
zrobiła Katie. Tylko nie zapomnij o swojej rodzinie w Derbyshire.
Jak
mógłbym o nich zapomnieć. Tak długo byli jedyną rodziną, jaką miałem. Opuściłem
Dovedale przy pomocy przyjaciół, rodziny McGowan. Pochowaliśmy Katie i
przyjechaliśmy tutaj. I oto właśnie krótka historia mojego życia w ciągu
ostatnich kilku lat.
Po
raz kolejny oczy wszystkich w pokoju wypełniły się łzami. Ania, czując ból
Waltera, przytuliła syna do serca kołysząc lekko, jak to robiła gdy był jeszcze
dzieckiem.
-Bardzo
chciałabym poznać twoją Katie, kochanie. Ona zdaje się być aniołem. Nie mogę
się doczekać, aby poznać moje wnuki. Gdzie one są?
Walter
uśmiechnął się z błyskiem ojcowskiej dumy w oczach.
-Są
bezpieczne w hotelu w Charlottetown z dziadkiem Henrym i Jane, czekają aż po
nich wrócę. Przywiozę ich jutro wieczornym pociągiem.
W Ani
wzięła górę jej uparta natura sprzed lat i stwierdziła stanowczo:
-O
nie! Razem z ojcem pojedziemy z tobą porannym pociągiem. Nie mogę dłużej czekać
na spotkanie z nimi, a ponadto nie mogę sobie wyobrazić, by pozwolić ci się
znowu tak prędko ode mnie oddalić.
Wiemy
już co działo się z Walterem. Jak widać życie przyniosło mu szczęście, ale też
nie szczędziło bólu i cierpienia. Jak jego dzieci odnajdą się w nowej
rzeczywistości? Czy Hope i Tenny będą dobrze czuli się w Złotym Brzegu? Jak
dalej potoczy się ich życie? Odpowiedź już wkrótce w kolejnych rozdziałach! :)
~Vivien
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz