piątek, 15 lipca 2016

Rozdział V - Początek wyjaśnień


Witajcie! W dzisiejszym rozdziale dowiadujemy się w jaki sposób Walter przeżył bitwę pod Courcelette i dlaczego jego rodzina otrzymała błędną informację o jego śmierci. Miłej lektury! :)
 ~

Nikt nie wiedział zbytnio co należało zrobić czy powiedzieć. Po prostu siedzieli w milczeniu w salonie w Złotym Brzegu czekając na wieści o Ani. Leżała na górze w swojej sypialni pod opieką męża i doktora Parkera. Część gości wyszła, ale rodzina i najbliżsi przyjaciele zostali, częściowo dlatego, że mogli być potrzebni, a częściowo przez zwykłą ciekawość. Zresztą wszyscy z wyjątkiem Państwa Ford, którzy zatrzymali się u Rilli i Krzysztofa w Wymarzonym Domku, oraz Państwa Meredith, nie mieli dokąd pójść, ponieważ byli gośćmi Złotego Brzegu. Każde z dzieci Blythe'ów siedziało ze swym mężem lub żoną i dziećmi, jeśli je mieli, spokojnie czekając na wieści o matce i wpatrując się w Waltera, który próbował ukryć się w ciemnym kącie. Di jako pierwsza poruszyła kwestię, która nurtowała wszystkich. Z niedowierzaniem patrzyła na brata, który był jej tak drogi i zapytała:
-Jak to się stało, Walter? Gdzie byłeś przez cały ten czas? Dlaczego pozwoliłeś nam myśleć, że nie żyjesz od dziewięciu lat?
Zanim zdążył odpowiedzieć, Rilla, czując się równocześnie, szczęśliwa, zdezorientowana i trochę oszukana wtrąciła:
-Dlaczego kazałeś nam przechodzić przez to cierpienie i ból po utracie ciebie?
-Na to pytanie wszyscy chcielibyśmy poznać odpowiedź, synu - głos Gilberta doleciał ze schodów, gdzie szedł powoli wraz z Anią wspartą na jego ramieniu.
Jack Wright zatroskany o samopoczucie własnej żony zwolnił swoje miejsce na sofie pomiędzy nią, a swoją matką i pozwolił, aby zajęła je Ania.
Ania usiadła cicho nie odrywając od Waltera szeroko otwartych oczu w obawie, że mógłby zniknąć. Walter wyszedł na środek pokoju i potoczył wzrokiem po wszystkich członkach swej dużej rodziny. Nie wiedział czy stać, czy usiąść, chyba nie miało to znaczenia. Nie wiedział od czego zacząć swoje wyjaśnienia, więc stał chwilę w milczeniu zastanawiając się co ze sobą zrobić. Potem dostrzegł błagalny wzrok matki i to dało mu siłę. Usiadł przy kominku cały czas patrząc matce w oczy i rozpoczął opowieść.
-Przypuszczam, że wszystko zaczęło się tego ranka po napisaniu ostatniego listu do ciebie, Rillo. Wiedziałem, że tego dnia coś się wydarzy, tak jak ci napisałem. Byłem pewny, że zginę i, w pewnym sensie, tak się stało. Umarłem 15 września 1916 roku. Obawiałem się, że identyfikatory, które nam dali mogą zagubić się w czasie walki, więc włożyłem do kieszeni płaszcza kartkę z informacją o mojej tożsamości, tak abyście zostali prawidłowo poinformowani o mojej śmierci.
Przerwał na chwilę, odgrzebując wspomnienia, które chciał na zawsze zatrzeć w swej pamięci.
-Jak wszyscy wiecie ruszyliśmy do ataku tego ranka z zamiarem zdobycia Courcelette. Kiepsko nam szło od samego początku. Do walki poszły te nowe czołgi, miały przecierać drogę, aby była dla nas bezpieczniejsza. Poruszały się za wolno i było z nimi więcej kłopotów niż pożytku, ale w końcu cel został osiągnięty. Walczyliśmy mozolnie, żeby utrzymać ten ciężko zdobyty kawałek ziemi. Pełno tam było Niemców, nasza artyleria nie zdołała całkowicie oczyścić terenu. Nie mogę przypomnieć sobie wszystkich szczegółów tego co tam się działo, a nawet gdybym mógł, nie chcę o nich mówić. Wy troje, Jim, Jerry i Krzysztof z pewnością wiecie o tym dosyć. Modlę się, aby nasi najbliżsi nigdy nie musieli rozmyślać o okrucieństwach, których codziennie byliśmy zmuszeni dokonywać. Szło nam nienajgorzej, ale Hunowie nie pozostawali nam dłużni. Przed ósmą rano zdobyliśmy fabrykę cukru. Wiedziałem, która jest godzina, bo słyszałem bicie kościelnych dzwonów, czy raczej tego co z nich pozostało. Wtedy zobaczyłem mojego przyjaciela Tommy'ego walczącego gołymi rękami z Niemcem. Ów Niemiec miał znaczną przewagę i postrzelił Tommy'ego prosto w pierś. Krzyknąłem i podbiegłem do nich. Tommy upadł na ziemię. Wytrąciłem karabin z rąk wroga i walczyliśmy na ziemi. Owładnęła mnie ślepa furia. Podobnego uczucia doświadczyłem walcząc przed laty z Danem Reese, ale tym razem było ono znacznie silniejsze. Przypuszczam, że to właśnie gniew utrzymał mnie wtedy przy życiu. Mój przeciwnik próbował udusić mnie sznurkiem od mojego identyfikatora, na szczęście sznurek się urwał. W tym momencie zdołałem chwycić nóż i skończyć z tym Niemcem. Wróciłem szybko do Tommy'ego, który trząsł się i narzekał na chłód, chociaż tamten poranek wcale nie należał do najzimniejszych. Wiedziałem, że mój przyjaciel umiera. Otuliłem go swoim płaszczem. Próbowałem zanieść go do karetki, ale pośród ognia artylerii i dymu nie widziałem dokąd idę. Wtedy w pobliżu eksplodował pocisk i wokół mnie zapadła ciemność. Obudziłem się dwa tygodnie później w szpitalu polowym nie mogąc sobie niczego przypomnieć. Personel nie wiedział kim jestem, bo tamtego dnia straciłem wszystkie swoje dokumenty w taki czy inny sposób. Mieli nadzieję, że pamięć powoli mi wróci, ale tak się nie stało. Aż do momentu, kiedy pół roku temu miałem wypadek samochodowy. Wróciłem do domu tak szybko jak to było możliwe.
Wszyscy siedzieli w absolutnej ciszy chłonąc informacje. To było niezwykłe, po prostu cud, jak określił to wielebny John Meredith. Między nim, a Walterem była szczególna więź duchowa i pastor przeżył wiadomość o jego "śmierci" jak gdyby to był Jerry lub Karol. Walter nie odrywał wzroku ani na chwilę od oczu matki, które teraz wypełniły się łzami radości, ulgi i wdzięczności. W końcu spojrzał na swoje siostry, także gotowe się rozpłakać. Spojrzał na ojca, swojego zrównoważonego, silnego ojca - nawet on miał łzy w oczach. Gilbert podszedł do syna. Syna, którego długo uważał za zmarłego i pogrzebanego "gdzieś we Francji". Walter zrobił krok w jego stronę i wpadł w otwarte ramiona ojca.
-Witaj w domu, synu! To niezwykłe! Ty żyjesz! Dzięki Bogu żyjesz!
Matka i rodzeństwo rzucili się pędem, by uściskać ich obu. Walter był wreszcie w domu. Na prawdę nie umarł. Nie stracili go. Po pierwszym wybuchu radości Nan zapytała:
-Więc gdzie byłeś przez te ostatnie dziewięć lat?

Gdzie przebywał Walter przez 9 lat, kiedy nie znał swojej tożsamości? Co w tym czasie przyniosło mu życie? Jakie kolejne niespodzianki czekają Anię i jej rodzinę? Kolejny rozdział już wkrótce! :)
 ~Vivien
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz