Witajcie!
W dzisiejszym rozdziale dowiadujemy się w jaki sposób Walter przeżył bitwę pod
Courcelette i dlaczego jego rodzina otrzymała błędną informację o jego śmierci.
Miłej lektury! :)
~
Nikt
nie wiedział zbytnio co należało zrobić czy powiedzieć. Po prostu siedzieli w
milczeniu w salonie w Złotym Brzegu czekając na wieści o Ani. Leżała na górze w
swojej sypialni pod opieką męża i doktora Parkera. Część gości wyszła, ale
rodzina i najbliżsi przyjaciele zostali, częściowo dlatego, że mogli być
potrzebni, a częściowo przez zwykłą ciekawość. Zresztą wszyscy z wyjątkiem Państwa
Ford, którzy zatrzymali się u Rilli i Krzysztofa w Wymarzonym Domku, oraz Państwa
Meredith, nie mieli dokąd pójść, ponieważ byli gośćmi Złotego Brzegu. Każde z
dzieci Blythe'ów siedziało ze swym mężem lub żoną i dziećmi, jeśli je mieli,
spokojnie czekając na wieści o matce i wpatrując się w Waltera, który próbował
ukryć się w ciemnym kącie. Di jako pierwsza poruszyła kwestię, która nurtowała
wszystkich. Z niedowierzaniem patrzyła na brata, który był jej tak drogi i
zapytała:
-Jak
to się stało, Walter? Gdzie byłeś przez cały ten czas? Dlaczego pozwoliłeś nam
myśleć, że nie żyjesz od dziewięciu lat?
Zanim
zdążył odpowiedzieć, Rilla, czując się równocześnie, szczęśliwa,
zdezorientowana i trochę oszukana wtrąciła:
-Dlaczego
kazałeś nam przechodzić przez to cierpienie i ból po utracie ciebie?
-Na
to pytanie wszyscy chcielibyśmy poznać odpowiedź, synu - głos Gilberta
doleciał ze schodów, gdzie szedł powoli wraz z Anią wspartą na jego ramieniu.
Jack
Wright zatroskany o samopoczucie własnej żony zwolnił swoje miejsce na sofie
pomiędzy nią, a swoją matką i pozwolił, aby zajęła je Ania.
Ania
usiadła cicho nie odrywając od Waltera szeroko otwartych oczu w obawie, że
mógłby zniknąć. Walter wyszedł na środek pokoju i potoczył wzrokiem po
wszystkich członkach swej dużej rodziny. Nie wiedział czy stać, czy usiąść,
chyba nie miało to znaczenia. Nie wiedział od czego zacząć swoje wyjaśnienia,
więc stał chwilę w milczeniu zastanawiając się co ze sobą zrobić. Potem
dostrzegł błagalny wzrok matki i to dało mu siłę. Usiadł przy kominku cały czas
patrząc matce w oczy i rozpoczął opowieść.
-Przypuszczam,
że wszystko zaczęło się tego ranka po napisaniu ostatniego listu do ciebie,
Rillo. Wiedziałem, że tego dnia coś się wydarzy, tak jak ci napisałem. Byłem
pewny, że zginę i, w pewnym sensie, tak się stało. Umarłem 15 września 1916
roku. Obawiałem się, że identyfikatory, które nam dali mogą zagubić się w
czasie walki, więc włożyłem do kieszeni płaszcza kartkę z informacją o mojej
tożsamości, tak abyście zostali prawidłowo poinformowani o mojej śmierci.
Przerwał
na chwilę, odgrzebując wspomnienia, które chciał na zawsze zatrzeć w swej
pamięci.
-Jak
wszyscy wiecie ruszyliśmy do ataku tego ranka z zamiarem zdobycia Courcelette.
Kiepsko nam szło od samego początku. Do walki poszły te nowe czołgi, miały
przecierać drogę, aby była dla nas bezpieczniejsza. Poruszały się za wolno i
było z nimi więcej kłopotów niż pożytku, ale w końcu cel został osiągnięty.
Walczyliśmy mozolnie, żeby utrzymać ten ciężko zdobyty kawałek ziemi. Pełno tam
było Niemców, nasza artyleria nie zdołała całkowicie oczyścić terenu. Nie mogę
przypomnieć sobie wszystkich szczegółów tego co tam się działo, a nawet gdybym
mógł, nie chcę o nich mówić. Wy troje, Jim, Jerry i Krzysztof z pewnością
wiecie o tym dosyć. Modlę się, aby nasi najbliżsi nigdy nie musieli rozmyślać o
okrucieństwach, których codziennie byliśmy zmuszeni dokonywać. Szło nam
nienajgorzej, ale Hunowie nie pozostawali nam dłużni. Przed ósmą rano
zdobyliśmy fabrykę cukru. Wiedziałem, która jest godzina, bo słyszałem bicie
kościelnych dzwonów, czy raczej tego co z nich pozostało. Wtedy zobaczyłem
mojego przyjaciela Tommy'ego walczącego gołymi rękami z Niemcem. Ów Niemiec
miał znaczną przewagę i postrzelił Tommy'ego prosto w pierś. Krzyknąłem i
podbiegłem do nich. Tommy upadł na ziemię. Wytrąciłem karabin z rąk wroga i walczyliśmy
na ziemi. Owładnęła mnie ślepa furia. Podobnego uczucia doświadczyłem walcząc
przed laty z Danem Reese, ale tym razem było ono znacznie silniejsze.
Przypuszczam, że to właśnie gniew utrzymał mnie wtedy przy życiu. Mój
przeciwnik próbował udusić mnie sznurkiem od mojego identyfikatora, na
szczęście sznurek się urwał. W tym momencie zdołałem chwycić nóż i skończyć z
tym Niemcem. Wróciłem szybko do Tommy'ego, który trząsł się i narzekał na
chłód, chociaż tamten poranek wcale nie należał do najzimniejszych. Wiedziałem,
że mój przyjaciel umiera. Otuliłem go swoim płaszczem. Próbowałem zanieść go do
karetki, ale pośród ognia artylerii i dymu nie widziałem dokąd idę. Wtedy w
pobliżu eksplodował pocisk i wokół mnie zapadła ciemność. Obudziłem się dwa
tygodnie później w szpitalu polowym nie mogąc sobie niczego przypomnieć.
Personel nie wiedział kim jestem, bo tamtego dnia straciłem wszystkie swoje
dokumenty w taki czy inny sposób. Mieli nadzieję, że pamięć powoli mi wróci,
ale tak się nie stało. Aż do momentu, kiedy pół roku temu miałem wypadek
samochodowy. Wróciłem do domu tak szybko jak to było możliwe.
Wszyscy
siedzieli w absolutnej ciszy chłonąc informacje. To było niezwykłe, po prostu
cud, jak określił to wielebny John Meredith. Między nim, a Walterem była
szczególna więź duchowa i pastor przeżył wiadomość o jego "śmierci"
jak gdyby to był Jerry lub Karol. Walter nie odrywał wzroku ani na chwilę od
oczu matki, które teraz wypełniły się łzami radości, ulgi i wdzięczności. W
końcu spojrzał na swoje siostry, także gotowe się rozpłakać. Spojrzał na ojca,
swojego zrównoważonego, silnego ojca - nawet on miał łzy w oczach. Gilbert
podszedł do syna. Syna, którego długo uważał za zmarłego i pogrzebanego
"gdzieś we Francji". Walter zrobił krok w jego stronę i wpadł w
otwarte ramiona ojca.
-Witaj
w domu, synu! To niezwykłe! Ty żyjesz! Dzięki Bogu żyjesz!
Matka
i rodzeństwo rzucili się pędem, by uściskać ich obu. Walter był wreszcie w
domu. Na prawdę nie umarł. Nie stracili go. Po pierwszym wybuchu radości Nan
zapytała:
-Więc
gdzie byłeś przez te ostatnie dziewięć lat?
Gdzie
przebywał Walter przez 9 lat, kiedy nie znał swojej tożsamości? Co w tym czasie
przyniosło mu życie? Jakie kolejne niespodzianki czekają Anię i jej rodzinę?
Kolejny rozdział już wkrótce! :)
~Vivien
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz