wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział III - Wołanie


Witajcie! :) Dziś odsłona trzeciego rozdziału, oraz kolejnych postaci w zakładce "Bohaterowie". Miłej lektury! :)
~
Krótki pobyt w świątyni dodał mu otuchy, a co za tym idzie - postanowił dłużej nie uciekać przed tym co było nieuniknione. Wyruszył w dalszą drogę, czując się jak Odyseusz powracający do Troi po długiej podróży. Stara, kręta droga przez Dolinę Tęczy pełna była śladów stóp, a wieczorne słońce rzucało pomiędzy koronami drzew coś w rodzaju niebiańskiego światła na pokrytą liśćmi ścieżkę. Niebo i Ziemia zdawały się wskazywać mu właściwy kierunek. Minąwszy klonowy zagajnik, zatrzymał się. W Złotym Brzegu odbywała się jakaś uroczystość i goście nadciągali ze wszystkich stron niczym armia mrówek. 
Nie tego potrzebował. Nie chciał, żeby tak się to odbyło. To i tak będzie wystarczający szok, o ile nie skandal bez tak szerokiej publiczności. Musiał się ukryć i zaczekać aż goście sobie pójdą. Cicho, niezauważony przez nikogo, jak mu się zdawało, wślizgnął się do starej stodoły, gdzie znalazł stertę siana. Na takiej samej spał wiele lat temu, kiedy na świat przyszła mała Rilla - tu poczeka na właściwy moment.

Dla Ani był to jeden z najmilszych wieczorów od lat. Z każdej strony otaczali ją najbliźsi.. Jim i Flora ze swoimi dziećmi, Walterem i Johnem oraz trzecim maleństwem w drodze. Wspomniani już Rilla i Krzysztof ze swoimi dwiema pociechami. Nan i Jerry mieli przy sobie małą, ruchliwą Cecylię, a Diana i Jack przyjechali z Avonlea razem z rodzicami Jacka, starymi przyjaciółmi Ani, Dianą i Fredem. Ania i Diana czekały na wspólnego wnuka, szczęśliwe jak nigdy dotąd. Był tam również nieśmiały Shirley ze świeżo poślubioną żoną Rebeką, najmłodszą córką Izy, uniwersyteckiej przyjaciółki Ani.

Ania biorąc głęboki oddech uchwyciła wzrokiem jak mały Walter próbuje dostać się do stodoły, niewątpliwie w poszukiwaniu jakiejś przygody. Coś wewnątrz niej kazało jej sprawdzić co tak bardzo zaintrygowało jej najstarszego wnuka.

Mały Walter i jego babcia byli bratnimi duszami od chwili jego narodzin. Był bardzo podobny do swojego ojca, zarówno ciałem jak i duchem. Coraz częściej Ani wydawało się, że powinien nosić imię po ojcu, a John po Walterze, jeśli imię powinno iść w parze z charakterem. Ania dla wszystkich swoich wnuków była jak najlepsza przyjaciółka, to pozwoliło jej wyzwolić czasem naturę dziecka, którym w głębi duszy zawsze trochę się czuła. Przeprosiła Pannę Kornelię i Leslie Ford i podążyła za wnukiem w kierunku stodoły. Nie była już tak sprawna jak kiedyś, więc chłopczyk przybył tam dużo wcześniej. Rozejrzała się wokół nie mogąc nigdzie go znaleźć. Nie był to dla niej żaden problem, bo przecież była to idealna okazja, by zabawić się z Walterem w jego ulubioną grę.

Był bardzo zmęczony po podróży, z trudem powstrzymywał się przed zaśnięciem siedząc skulony w stogu siana. Jednakże wkrótce usłyszał głos wołający jego imię. Głos pełen miłości i ciepła, tak przez niego wytęskniony.
-Walter! Walter Blythe, gdzie jesteś? - wołała Ania. Nie było odpowiedzi. Odwróciła się i zawołała znowu - Walter Blythe, gdzie jesteś? Proszę wyjdź!
Nie potrafił nie odpowiedzieć na jej wołanie. Zbyt długo się powstrzymywał. Wyszedł zza stogu siana i stanął tuż przy niej odpowiadając:
-Tu jestem mamo! Nareszcie w domu!
Usłyszała jego delikatny głos... głos, którego nie pomyliłaby z żadnym innym. Nie wierzyła własnym uszom, jednak nie mogła pozwolić na to, by na nowo rozbudzić w sobie płonne nadzieje. Powoli odwróciła się i zobaczyła go tu przed sobą. Nie mogąc otrząsnąć się z szoku powoli osunęła się w ramiona syna.
Właśnie wtedy mały chłopiec o rudej czuprynie wyskoczył zza szafki z narzędziami.
-Tutaj jestem babciu!
Walter spojrzał na chłopczyka, podtrzymując swą matkę i ponaglił go:
-Sprowadź pomoc, natychmiast! Pospiesz się! Biegnij, Walter, biegnij!

Pewnie już wiecie kim jest tajemniczy przybysz? Wkrótce kolejne rozdziały. Będą dłuższe, a akcja nabierze nieco tempa...
 ~Vivien



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz