Witajcie! :) Dziś odsłona trzeciego rozdziału, oraz kolejnych postaci w zakładce "Bohaterowie". Miłej lektury! :)
~
Krótki
pobyt w świątyni dodał mu otuchy, a co za tym idzie - postanowił dłużej nie
uciekać przed tym co było nieuniknione. Wyruszył w dalszą drogę, czując się jak
Odyseusz powracający do Troi po długiej podróży. Stara, kręta droga przez
Dolinę Tęczy pełna była śladów stóp, a wieczorne słońce rzucało pomiędzy
koronami drzew coś w rodzaju niebiańskiego światła na pokrytą liśćmi ścieżkę.
Niebo i Ziemia zdawały się wskazywać mu właściwy kierunek. Minąwszy klonowy zagajnik,
zatrzymał się. W Złotym Brzegu odbywała się jakaś uroczystość i goście
nadciągali ze wszystkich stron niczym armia mrówek.
Nie tego potrzebował. Nie chciał, żeby tak się to odbyło. To i tak będzie wystarczający szok, o ile nie skandal bez tak szerokiej publiczności. Musiał się ukryć i zaczekać aż goście sobie pójdą. Cicho, niezauważony przez nikogo, jak mu się zdawało, wślizgnął się do starej stodoły, gdzie znalazł stertę siana. Na takiej samej spał wiele lat temu, kiedy na świat przyszła mała Rilla - tu poczeka na właściwy moment.
Nie tego potrzebował. Nie chciał, żeby tak się to odbyło. To i tak będzie wystarczający szok, o ile nie skandal bez tak szerokiej publiczności. Musiał się ukryć i zaczekać aż goście sobie pójdą. Cicho, niezauważony przez nikogo, jak mu się zdawało, wślizgnął się do starej stodoły, gdzie znalazł stertę siana. Na takiej samej spał wiele lat temu, kiedy na świat przyszła mała Rilla - tu poczeka na właściwy moment.
Dla
Ani był to jeden z najmilszych wieczorów od lat. Z każdej strony otaczali ją najbliźsi..
Jim i Flora ze swoimi dziećmi, Walterem i Johnem oraz trzecim maleństwem w
drodze. Wspomniani już Rilla i Krzysztof ze swoimi dwiema pociechami. Nan i
Jerry mieli przy sobie małą, ruchliwą Cecylię, a Diana i Jack przyjechali z
Avonlea razem z rodzicami Jacka, starymi przyjaciółmi Ani, Dianą i Fredem. Ania
i Diana czekały na wspólnego wnuka, szczęśliwe jak nigdy dotąd. Był tam również
nieśmiały Shirley ze świeżo poślubioną żoną Rebeką, najmłodszą córką Izy, uniwersyteckiej przyjaciółki Ani.
Ania
biorąc głęboki oddech uchwyciła wzrokiem jak mały Walter próbuje dostać się do
stodoły, niewątpliwie w poszukiwaniu jakiejś przygody. Coś wewnątrz niej kazało
jej sprawdzić co tak bardzo zaintrygowało jej najstarszego wnuka.
Mały
Walter i jego babcia byli bratnimi duszami od chwili jego narodzin. Był bardzo
podobny do swojego ojca, zarówno ciałem jak i duchem. Coraz częściej Ani
wydawało się, że powinien nosić imię po ojcu, a John po Walterze, jeśli imię
powinno iść w parze z charakterem. Ania dla wszystkich swoich wnuków była jak
najlepsza przyjaciółka, to pozwoliło jej wyzwolić czasem naturę dziecka, którym
w głębi duszy zawsze trochę się czuła. Przeprosiła Pannę Kornelię i Leslie Ford
i podążyła za wnukiem w kierunku stodoły. Nie była już tak sprawna jak kiedyś,
więc chłopczyk przybył tam dużo wcześniej. Rozejrzała się wokół nie mogąc
nigdzie go znaleźć. Nie był to dla niej żaden problem, bo przecież była to
idealna okazja, by zabawić się z Walterem w jego ulubioną grę.
Był
bardzo zmęczony po podróży, z trudem powstrzymywał się przed zaśnięciem siedząc
skulony w stogu siana. Jednakże wkrótce usłyszał głos wołający jego imię. Głos
pełen miłości i ciepła, tak przez niego wytęskniony.
-Walter!
Walter Blythe, gdzie jesteś? - wołała Ania. Nie było odpowiedzi. Odwróciła się
i zawołała znowu - Walter Blythe, gdzie jesteś? Proszę wyjdź!
Nie
potrafił nie odpowiedzieć na jej wołanie. Zbyt długo się powstrzymywał. Wyszedł
zza stogu siana i stanął tuż przy niej odpowiadając:
-Tu
jestem mamo! Nareszcie w domu!
Usłyszała
jego delikatny głos... głos, którego nie pomyliłaby z żadnym innym. Nie
wierzyła własnym uszom, jednak nie mogła pozwolić na to, by na nowo rozbudzić w
sobie płonne nadzieje. Powoli odwróciła się i zobaczyła go tu przed sobą. Nie
mogąc otrząsnąć się z szoku powoli osunęła się w ramiona syna.
Właśnie
wtedy mały chłopiec o rudej czuprynie wyskoczył zza szafki z narzędziami.
-Tutaj
jestem babciu!
Walter
spojrzał na chłopczyka, podtrzymując swą matkę i ponaglił go:
-Sprowadź
pomoc, natychmiast! Pospiesz się! Biegnij, Walter, biegnij!
Pewnie już wiecie kim jest
tajemniczy przybysz? Wkrótce kolejne rozdziały. Będą dłuższe, a akcja nabierze
nieco tempa...
~Vivien
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz