sobota, 9 lipca 2016

Rozdział I - Z powrotem w Glen St. Mary


Witam ponownie na moim blogu. Oto obiecany, pierwszy rozdział, miłego czytania! :)
 
Kiedy wysiadł z wieczornego pociągu, uderzył go zapach wczesnej jesieni, witając go wspanialej niż mógłby sobie wyobrazić. Natychmiast ogarnęły go wspomnienia. Zobaczył w nich braci grających popołudniami w piłkę, siebie spacerującego w towarzystwie sióstr w Dolinie Tęczy pomalowanej żółto-pomarańczowymi barwami jesieni. Zobaczył uśmiech swej matki i twarz swojego silnego ojca, w którym zawsze miał oparcie, a także parę smutnych, pełnych bólu ciemnoniebieskich oczu, które nigdy nie zniknęły z jego pamięci. Minęło kilka lat zanim ostatni raz opuszczał stację kolejową w Glen St. Mary. Wreszcie był z powrotem w domu i teraz wydawało się, że opuścił go nie dalej jak przed rokiem. Po chwili zauważył, jak wiele się zmieniło, a przyjazna aura wokół niego zniknęła. Tu i tam stały zaparkowane samochody, a szyldy na budynkach informowały o nowo otwartych biurach i warsztatach. Oczywiście zmiany dostrzegł także w nim samym. Widział rzeczy, których żaden człowiek nie powinien być zmuszony oglądać. Robił rzeczy, których wcześniej nie potrafił sobie nawet wyobrazić. Teraz wreszcie był w domu, w miejscu do którego tak bardzo chciał wrócić, a jednak poczęły go ogarniać poważne wątpliwości. Jeśli samo miasto tak się zmieniło to co stało się z tymi, których kochał? Co stało się z jego rodzeństwem? Jak potoczyło się ich życie? Czy rodzice mają się dobrze, czy są zdrowi? Co jeśli, nie daj Boże, już nie żyją? Wszystkie te obawy spowodowały, że co chwila zwalniał, tu przystawał. Postanowił wstąpić po drodze do niewielkiej kawiarni. Miał nadzieję, że nikt go tam nie rozpozna, chciał wpierw zobaczyć się z rodziną. Siedział w ciemnym rogu lokalu, zamówił tylko kawę, przysłuchując się rozmowom miał nadzieję usłyszeć choć jedno słowo o swoich bliskich, nikt jednak o nich nie wspominał. Dokończył kawę i wyszedł decydując się iść do domu najdłuższą drogą, aby mieć czas choć trochę uspokoić swoje nerwy. Cały czas zastanawiał się co zrobi jeśli spotka kogoś znajomego, ale ku jego zadowoleniu mijali go jedynie obcy. Spojrzał w prawo i ujrzał miły, znajomy widok - kościół, w którym bywał często jako dziecko, a także później, wkraczając w dorosłe życie. Znał to miejsce tak dobrze również dlatego, że jego rodzina żyła w wielkiej przyjaźni z rodziną pastora. Nie mógł się oprzeć i wszedł na chwilę do środka. Czas był bardzo łaskawy dla tego małego wiejskiego kościółka. Niewiele się zmieniło przez te wszystkie lata. Usiadł w swojej rodzinnej ławce, wspominając wszystkie nabożeństwa i niewinne lata, które zostawił daleko za sobą. Siedział tak dłuższy czas, rozmyślając i modląc się o siłę do dalszej drogi, kiedy coś na ścianie powyżej przykuło jego uwagę. Wieczorne promienie słońca padały prosto na tablicę głoszącą "Pamięci Waltera Cuthberta Blythe". Dopiero wtedy uderzyła go brutalna rzeczywistość, w jakiej się znajduje i zaczął zastanawiać się czy nie lepiej zostawić wszystko tak jak jest. Tak na prawdę życie w ciągu kilku ostatnich lat przyniosło mu wiele radości, ale też cierpienie. Czy nie wystarczy już dramatów? Czy powinien niepokoić teraz swoją rodzinę? Westchnął, kładąc głowę na oparciu ławki. Znał odpowiedź na pytanie, choć wiedział, że zadanie, które ma przed sobą nie jest łatwe. Musiał poskładać w jedną całość fragmenty swojego życia. Życia przed i po roku 1916.
Jak myślicie, kim jest tajemniczy przybysz? Kolejny rozdział pojawi się wkrótce! :)

~Vivien

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz